Przepis na sukces warszawskiego 1500m2 – WYWIAD!

Wywiad

W najbliższy weekend warszawski klub 1500m2 świętować będzie swoje 3 urodziny. Specjalnie z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z managarem artystycznym - Michałem 'bshosą' Brzozowskim - o tym co stanowi o tak ogromnym potencjale klubu.

Dwudniowa urodzinowa fiesta warszawskiego klubu 1500m2 rozpocznie się już jutro. Dzień pierwszy to występ berlińskiej królowej electro, od lat wyznaczającej trendy na światowych parkietach, matki sukcesu takich artystów jak Paul Kalkbrenner, Modeselektor czy Sascha Funke – Ellen Allien! Oprócz DJów i rezydentów klubu wsparcie udzielą jej Leon Vynehall i Ossie.
http://www.muno.pl/static/obrazy/logokluby/t_2201500m2-nu-logo-200.jpg
Dzień drugi przebiegnie pod znakiem premiery debiutanckiego albumu polskiej grupy KAMP!. Na scenie towarzyszyć będą chłopakom zaprzyjaźnieni muzycy z grup Rebeka i Twilite, a dodatkowym smaczkiem niech będzie rzadki DJ set ojca holenderskiej sceny mocnego electro – znanego z Bunker czy Creme Organization DJ TLR .
Wsparcia udzielą oczywiście rezydenci bshosa & EasyAudio jak BLCKSHP, Warsaw Calling, Mustnotsleep, Mic Ostap czy też blisko związani z 1500m2 lokalni artyści w ilości znacznej.
Bilety na 3 urodziny 1500m2 dostępne za pośrednictwem Muno.pl!



WYWIAD: Michal 'bshosa’ Brzozowski

Na początek powiedz ile osób aktywnie współtworzy 1500m2 do wynajcia?
Zarząd to 2 osoby – Dorota i bshosa, które podejmują decyzje strategiczne i wytyczający kierunki rozwoju – do tego dochodzi tzw team – managerowie – Michał i Łukasz, księgowa – Pani Jola, technicy – Karol, Sesiz i Uki, asystent zarządu – Kamil, szef ochrony Tadek i jego podwładni w liczbie od 2 do 10, barmani współpracujący na stałe – około 20 osób. Do tego dochodzi sto900 jako bistro/restauracja także około 20 osób – kuchnia/management/serwis. Dalej nasi ludzie od mody – Olli i Ania z Reykjavik District, Kasia z Justin IloveU – razem z nami tworzą Love&Trade. W piwnicy znajdziecie warsztat rowerowy Cech, pracownie krawiecką BlaHol, deskorolkowcow z team 79th Vienia, projektantów z Juicy Color Brand, czy studia muzyczne Out of Tune i BLCKSHP. Na piętro wprowadziła się niedawno redakcja Vice, uff.
Łącznie to pewnie około 60 osób, które regularnie przewijają się przez to miejsce – musiałem wymienić wszystkich, bo pominięcie jest grzechem ciężkim (śmiech).
No i przecież są też promotorzy, którzy współpracują regularnie i na stale i nawet jeżeli nie ma ich na miejscu – trzeba o nich powiedzieć: detroitZDRoJ, Music of the Future, Warsaw Calling, Spolka Akcyjna – Audioriver, Illegal Breaks, 5AM Artists, Because We Can, New Moon, Bassline – znów ciężko wymienić wszystkich a bez wątpienia oni też współtworzą sukces i klimat miejsca.
Fot: Lukasis
Klub 1500m2 powstał w nieco trudnym dla stolicy okresie jeśli chodzi o clubbing. Wiele znanych miejsc borykało się z licznymi problemami, wiele z nich bezpowrotnie zniknęło z kulturalnej mapy Warszawy. Jak wyglądały początki 1500m2?
Na otwarciu wyrwano z zawiasów naszą bramę – było pewnie ze 2000 osób, potem było parę dużych imprez i pare zupełnie nieudanych i ten pierwszy rok był naprawdę ciężki. Walczyliśmy z zarzutami najgorszych toalet, soundsystemu i ochrony w mieście – i wydaje mi sie, ze wszystkie miały gdzieś swoje racje. Jednak od początku założeniem było tworzenie nie klubu, lecz niezależnego Centrum Działań Twórczych i to właśnie ten fakt dał nam osobowość i pewne poparcie dla działalności chyba nawet w większym stopniu niż występy największych gwiazd muzyki. Akcja takie jak targi Mustache czy Need for Street, Urban Market, Kobiety Pistolety, sztuki teatralne typu Enter czy Bóg Ojciec, wystawy sztuki, butik z modą polską – Love & Trade zdecydowanie nadały sens społeczny temu co robimy odklejając łatkę kolejnej tańcbudy .
Ciężko zapomnieć tzw oczywiste początkowe sukcesy jak występy Simian Mobile Disco, Marka E, czy Felixa z Hot Chip ale zazwyczaj duże sukcesy wiązały się z niedociągnięciami organizacyjnymi – musieliśmy uczyć się tej ogromnej przestrzeni i tego jak ją okiełznać. Podobnie było z akustyką każdego z pomieszczeń.
Jaki jest Twoim zdaniem przepis na sukces dobrze prosperującego klubu?
Trzeba mieć wyraźną wizje i łączyć ją z marzeniami, starać sie budować klimat, a nie „clubbing”, nie bać sie ryzyka i mądrze inwestować bez wyraźnego nastawienia na zysk. Jednak kluczowe jest jasne powiedzenie sobie – chcemy być tam, do tego dodać marzenia skombinowane z konsekwencją i profesjonalizmem biznesowym i być w tym wszystkim szczerym. Każde miejsce ma swoje wzloty i upadki.
Jaki, Twoim zdaniem, był najtrudniejszy i najlepszy moment w historii klubu?
Trudne są te kiedy nasza nieświadoma publika przychodzi na koncerty DJów i wychodzi zawiedziona, że np. Jamie xx albo James Blake nie śpiewali… To niekończąca się walka związana z edukacją społeczeństwa. Trudne są też momenty tzw. nagonki,kiedy otwierają się nowe miejsca i zamiast zdecydowanie szukać swojego ja i wyraźnie definiować tożsamość skupiają się na czarnym PR przeciwko Tobie. Trudno jest usłyszeć od korporacyjnego partnera, że co prawda robiliśmy razem najlepsze rzeczy w historii, ale zmieniają strategię i wychodzą z rynku – to tak po ludzku trudne do zrozumienia. Trudno też zrozumieć negatywne opinie po super występie, w którym sam uczestniczyłeś i wiesz, że było genialnie. Ciężko jest też, kiedy widzisz, że inni rynkowi gracze kopiują Twoje ruchy w nieudolny sposób. To tak jakby ktoś ubierał dziecko identycznie jak Twoje, ale źle dobierając proporcje i kolory. W sumie podobnie boli, jak widzisz że Cię kopiują robiąc to nawet lepiej (śmiech).
Najlepsze momenty pojawiają się ciągle – w momencie kiedy udaje Ci się potwierdzić booking artysty marzeń, bądź po prostu klimat w klubie i frekwencja po raz kolejny przeszły oczekiwania, albo nowe rozwiązania techniczne faktycznie urywają głowę. Dużo satysfakcji jest jeżeli 1000 zbiegów okoliczności doprowadza do totalnego highlightu.
W tym momencie czerpiemy dużo satsyfakcji z dobierania tzw. biznesów towarzyszących, które wraz z nami definiują miejsce na nowo. Każdy kolejny członek rodziny, który jest wartością dodaną i wprowadza szczęście to kolejny najlepszy moment.
Fot: Karol Grygoruk
Jakie zaszły największe zmiany w ciągu 3 lat funkcjonowania klubu?
Staliśmy się bardziej profesjonalni – większość rzeczy pochodzi już z decyzji biznesowych, a nie z przypadków, mamy moment na łapanie drugiego oddechu – analizowanie rynku i reagowanie nań. Staliśmy się poważnym partnerem do rozmów dla wszystkich światowych bookerów co cieszy, doprowadziliśmy też do tego że ta stara drukarnia poprostu zajebiście brzmi, a większość artystów jara się grając tam. Poza tym – spójrz do pytania 1 – my poprostu jesteśmy wielką rodziną i ciągle się rozrastamy.
W jakim kierunku podąża klub? Możemy spodziewać się czegoś nowego ze strony 1500m2?
Ciągle należy spodziewać się czegoś nowego, w momencie jak zaczniemy powielać własne schematy i stracimy świeżość to chyba będzie początek końca. Chyba nie ma juz odwrotu i zdecydowanie musimy mieć stały program elektroniczny – w końcu wprowadzimy też karty klubowe i chyba ustalimy wstęp na stałym poziomie niezależnie od line upu. Patrząc z zewnątrz – czeka nas chyba podobna droga jak berliński Watergate – niegdyś klub, w którym grano drumnbass i hiphop na prawach równych z house i techno – teraz stał sie jednym z symboli elektronicznej muzyki 4×4.
Wspólnie z instytutem Goethego pracujemy też nad dużym materiałem video o kulisach sceny elektronicznej – premiera powinna nastąpić na przełomie roku i to tez tylko początek planów.
Może podzielisz się z nami jakimiś historiami związanymi z klubem lub imprezami, o których mogą nie wiedzieć klubowicze?
Jamie xx wchodząc na DJke powiedzial „sick” schodząc tylko – „shit man” – był powalony . W zasadzie nie było niezadowolonych, legandarny jest napewno rider Stevea Aoki – z tortem Dim Mak i dmuchanym pontonem oraz 2 butelkami szampana, które jako abstynent wylewa w publiczność. Magda była tak zachwycona klubem i publicznością, że wiedziało o tym pół backstage’u festiwalu Melt, na którym grała dzień później. Paru muzyków poznało nowe polskie koleżanki. Autor „Night Air” grając drugi warszawski koncert w Proximie dzwonił, żeby go stamtąd zabrać, bo brzmieniowo jest tragicznie. Tour manager najlepszego DJa świata wg RA zgubił w toalecie (dosłownie w misce klozetowej) parę tysięcy euro, a muzycy kanadyjskiej grupy prawie spóźnili się na samolot hangując na afterze jednego z przyjaciół, bo wszystko było takie „shamazing”. A oni tacy „hungry for the power”. To tylko top of the pops – reszta pozostanie między nami.
Impreza marzeń w 1500m2?
Kiedys Robert Johnson miał taki koncept z niepublikowaniem line upow artystów, publikując poprostu anonimowy podcast tzw gwiazdy wieczoru i tego właśnie bym sobie życzył – pełen klub, kolejka do wejścia ludzi, którzy nie przychodzą na konkretne nazwiska, ale na dobre imprezy poprostu – przeżyć coś wyjątkowego. Na tej samej zasadzie odbywają się nasze nocy Berlin – Warszawa – długie line upy, bez wyraźnych headlinerow i kilometrowe kolejki do klubu. I to są moje imprezy marzeń – niesamowity klimat, niekończąca sie zabawa, bez napiny na drogie bilety i „występ gwiazdy”.
Rozmawiał: Matik Szarafiński



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →