Electronic Beats Festival 2012 – RELACJA MUNO.PL

Relacja

Za nami druga polska edycja, znanego w całej Europie, Electronic Beats Festival. Specjalnie dla Was ponownie przenosimy się to Centrum Stoczni Gdańskiej i relacjonujemy to niezwykłe wydarzenie.

Organizatorzy Electronic Beats Festival zaprosili do Gdańska samych pewniaków. Line-up w stu procentach składał się z nazwisk-wabików z góry gwarantujących imprezie sukces. 28 kwietnia w Centrum Stoczni Gdańskiej pojawili się zarówno artyści, których w zeszłym roku okrzyknięto mesjaszami muzyki elektronicznej, jak i wieloletni headlinearzy największych festiwali na świecie. Nie podjęto ryzyka sprowadzenia do Trójmiasta obiecujących nazwisk młodej elektroniki, ulubieńców blogerów czy osób, które w jakikolwiek sposób należy przedstawiać. Patrząc jednak na ogromne zainteresowanie festiwalem oraz reakcje publiczności podczas imprezy, nikt za powyższymi niewiadomymi nie tęsknił. Gwiazdorska obsada miała zapewnić elektronikę najwyższych lotów i stać się gwarantem dobrej zabawy. Oczekiwania publiczności zostały w tej kwestii jak najbardziej spełnione.
Festiwal rozpoczął występ zespołu Das Moon, zwycięzcy konkursu Zrób Głośniej! na Electronic Beats. Na przekraczających próg postindustrialnego wnętrza Centrum Stoczni Gdańskiej czekało surowe uderzenie klawiszy, perkusji i gitary oraz wokalistka o charyzmatycznie wibrującym głosie. Przy intrygująco mrocznej oprawie wizualnej zespół zagrał utwory z debiutanckiego albumu „Electrocution”, a nielicznie jeszcze zgromadzona publiczność przy kawałkach „Black Flag” czy „Street” przekonywała się, że pomieszczenia pełne suwnic i starego taboru szynowego są idealnym miejscem do odbierania muzyki elektronicznej.
Tak naprawdę jednak dopiero występująca po nich Jazzanova otrzymała nieoficjalne zadanie rozkręcenia imprezy. Po klimatycznym jazzowym intro na scenę wtargnął Paul Randolph, który natychmiast i bez zbędnych ceregieli oddał się popisom wokalnym. Na scenie wytworzyła się niesamowita energia, która stopniowo zaczęła rozprzestrzeniać się również wśród publiczności. Podczas koncertu wnioski nasuwały się dwa: po pierwsze, muzycy Jazzanovy czerpią niewątpliwą przyjemność z grania na żywo. Po drugie, Jazzanova to potężny i perfekcyjnie zgrany projekt, który prawdziwą siłę czerpie z instrumentów muzycznych.
Zadanie rozpoczęte przez Randolpha i Jazzanovę z pewnością zostało ukończone przez Squarepushera, którego scenicznej charyźmie nie sposób było się oprzeć. Już podczas montażu ledowych ekranów panowała ekscytująca atmosfera oczekiwania na brand new live show powstały na potrzeby promocji najnowszego albumu artysty. Squarepusher umiejętnie podsycał napięcie krótkim wstępem aby następnie porazić i zniewolić publiczność dźwiękiem i światłem. Wydawało się, że oto na godzinę znaleźliśmy się w samym centrum videoklipu do singla „Dark Steering”, co dostarczyło nieprzeciętnych doznań sensorycznych. Niekiedy aż przychodziły wątpliwości, czy aby mury CSG podołają zmasowanym pociskom wyrzucanym zza ledowej konsolety.
Dzieła całkowitego zniszczenia dokonał jednak dopiero Digitalism swoim znacznie bardziej tanecznym i uniwersalnym brzmieniem. Rozpoczynając występ kawałkiem „Idealistic”, muzycy umiejętnie przygotowali zgromadzonych na parkietowe harce, do których bodźcem były m.in. utwory z ostatniego albumu „I Love You, Dude”. Sporym zaskoczeniem mogły okazać się warunki głosowe wokalisty, który jednak ani na chwilę nie przestał ujmować swoją pasją i energią.
Rozbrykane towarzystwo ostudzić miała Dillon. Byli jednak tacy, których wprawiła jedynie w osłupienie. W wywiadzie dla magazynu Electronic Beats Dillon wyznała, że podczas koncertów całkowicie zamyka się w sobie i zdarza jej się wybuchnąć niekontrolowanym płaczem. W Gdańsku łez nie było, ale też nie wszyscy byli przygotowani na nieprzewidywalne zachowania artystki. Akcja toczyła się na przyciemnionej scenie, na której znajdował się jedynie keyboard i artystka w długiej czarnej sukni. Od pierwszych sekund utworu „Thirteen Thirtyfive” było wiadomo, że stoi przed nami piosenkarka o niezwykle wyrazistej osobowości, której głos pełen emocji potrafi zarówno wprawić w osłupienie, jak i totalnie oczarować. Niestety swoim zaledwie dwudziestominutowym występem pozostawiła spory niedosyt.
Impreza trwała już od dobrych sześciu godzin, gdy na scenie pojawił się James Blake, ostatni z artystów występujących na festiwalu. Czynnymi odbiorcami pozostali najwięksi i najbardziej zagorzali fani. Innych, pomimo już wyraźnego zmęczenia, zatrzymywała głównie ciekawość usłyszenia na żywo artysty, którego nagrania w minionym roku bezwzględnie oczarowały świat muzyki elektronicznej. Artysta odwdzięczył się niemal godzinnym koncertem pełnym świetnie brzmiących aranżacji, pośród których nie zabrakło takich szlagierów, jak „Limit to your Love” czy „The Wilhelm Scream”. Artysta posiada perfekcyjnie wystudiowany gest sceniczny, a jego występ był precyzyjnie i harmonijnie skrojony. Koniec końcem wyszedł z tego koncert ładny, poprawny i w pełni kontrolowany.
W ramach projektu Electronic Beats odbyło się już ponad 200 imprez w całej Europie. Z pewnością oparcie na znanej marce pozwoliło uniknąć kłopotów organizacyjnych oraz ciekawie zaaranżować chillout roomy. Właściwie wszystkie potrzeby uczestników festiwalu zostały zaspokojone, choć z powodu ilości ludzi wielokrotnie trzeba było uzbroić się w cierpliwość. Odpoczywało się na dziedzińcach lub wygodnych siedziskach, specjalny automat robił pamiątkowe zdjęcia, a punkty gastronomiczne były dosłownie na wyciągnięcie ręki. Kłopoty sprawiało jedynie nagłośnienie i piszczące mikrofony…


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →