Muno.pl Podcast 36 – Till Von Sein

Podcast

Berliński artysta Till Von Sein, specjalnie dla czytelników Muno.pl, nagrał miks i odpowiedział na kilka pytań. Kliknij po więcej...

Jeśli w przeciągu ostatnich pięciu lat regularnie sprawdzaliście katalogi takich wytwórni, jak Trenton, Morris / Audio, Supplement Facts, Suol czy też Channels, nie ma możliwości, żebyście nie wiedzieli kim jest Till Von Sein.

Znany jest za sprawą swoich licznych solowych wydawnictw, jak i koloboracji z takimi producentami jak Tigerskin, Chopstick oraz Catz n Dogz.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Z okazji wydania jego debiutanskiego albumu („#LTD”) na berlińskiej wytwórni Suol, poprosiliśmy Seina o nagranie ekskluzywnego podcasta. Zadaliśmy mu też kilka pytań.

Muno.pl Podcast mixed by Till Von Sein

POBIERZ TU>>

POSŁUCHAJ:

 


Muno Podcast 36 – Till Von Sein by muno.fm

 

WYWIAD: TILL VON SEIN (BERLIN)

Pamiętasz pierwszą płytę, którą sobie kupiłeś?

Szczerze mówiąc, to nie pamiętam. Bardzo chciałbym odpowiedzieć, że była to płyta Kraftwerk, albo jakaś bardzo rzadko spotykana dwunastka chicago house’owa, ale w rzeczywistości tak nie było. Z tego co pamiętam był to jakiś pop z lat osiemdziesiątych. Coś pokroju Roda Stewarta, albo The Police. Nie mam jej do dnia dzisiejszego, albo przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.

Ponoć przez długi czas byłeś wielkim fanem hip hopu. W jaki sposób zainteresowałeś się tą kulturą?

Hip hopem zainteresowałem się dzięki teledyskom RUN DMC i Beastie Boys w niemieckiej telewizji muzycznej pod koniec lat osiemdziesiątych. Byłem wręcz zakochany w wyglądzie i energii scenicznej ówczesnych raperów. Ale prawdziwe uzależnienie nastąpiło w dziewięćdziesiątym drugim. Wtedy właśnie odkryłem NWA i Ice Cube’a. Uwielbiałem tę muzykę, ubiór artystów, oraz to, co do mnie mówili. Nieco później doszedłem do wniosku, że jest coś więcej w tej całej scenie niż tylko bycie cool i rapowanie. Zacząłem więc zagłębiać się coraz bardziej w tej kulturze i wkręciłem się również w grafitti i breakdance. I nieustanie grzebałem coraz to głębiej przez kolejne 5 lat. 

W studiu najpierw zacząłeś robić hip hopowe beaty, czy rozpocząłeś swoją przygodę producencką od bardziej house’owych rzeczy?

Hip hopowe beaty! Na początku próbowałem robić wolne, instrumentalne numery, które nie miały typowego hip hopowego klimatu. Były bardziej jak pięciominutowe wycieczki instrumentalne. Gdy zacząłem się interesować house’em, wtedy dopiero spróbowałem swojej ręki w studiu…

W jaki sposób przeskoczyłeś z hip hopu na house i techno? Była to kwestia naturalnej ewolucji?

Zdecydowanie była to kwestia naturalnej ewolucji. Byłem wielkim fanem takich artystów jak Mighty Bop oraz La Funk Mob, tak więc gdy tylko dowiedziałem się o ich house’owych projektach, postanowiłem je sprawdzić. Mówiąc krótko, bardzo je polubiłem. I od tamtego czasu zacząłem się coraz bardziej interesować tą sceną. Zacząłem kupować coraz więcej winyli i w pewnym momencie mojej ledwo co raczkującej kariery DJ-skiej doszedłem do wniosku, że zdecydowanie wolę grać muzykę house’ową, niż hip hopową. Pewnego dnia przestałem w ogóle kupować hip hopy i od tego momentu moją pierwszą miłością stała się muzyka house.

Prowadziłeś też sklep z ciuchami streetware’owymi. Dlaczego postanowiłeś to rzucić? Czy chciałeś się w stu procentach skupić na muzyce?

Nie, to była dla mnie łatwa decyzja. Owa praca w pewnym sensie zaczęła mnie zabijać, dlatego też straciłem całkowicie motywację do dalszego działania. Myślę, że nigdy do tego nie wrócę, ponieważ przemysł mody i sprzedawanie ciuchów na co dzień to nic fajnego tak naprawdę. I tak zupełnie szczerze, to bardzo się cieszę, że nie mam już z tym nic wspólnego.

Często współpracujesz z innymi artystami w studiu. Wolisz pracować z innymi, niż sam, czy jest to bardziej kwestia pewnej odmiany od czasu do czasu?

Lubię oba formy pracy w studiu. Zawsze zależy to od nastroju, ale najczęściej pracuje z ludźmi, którzy są mi bliscy. Jest to bardziej kwestia spotkania się i pogadania o tym, co się dookoła nas dzieje przez cztery godziny, po czym usiądziemy razem do muzyki na jakąś godzinę. I zawsze jest to miła odmiana od siedzenia samemu w jednym pomieszczeniu przez sporą ilość godzin. Czasem lubię samemu, a innym razem z kimś.

Jak przebiegały pracę nad Twoim debiutanckim albumem, „#LTD”?

Dla mnie było to świetne doświadczenie i bardzo się cieszę, że to zrobiłem. Zawsze potrzebuję lekkiego kopa, bo inaczej za wiele rzeczy bym się sam nie zabrał. Propozycja nagrania albumu stanowił właśnie taki kop. 

Ile czasu zajęła ci praca nad krążkiem?

Parę tygodni poświęciłem na zrobienie podstawowych tracków, a kolejne kilka zajęło otrzymanie wszystkiego, czego potrzebowałem od artystów, z którymi współpracowałem. Potem, jakieś 3 tygodnie poszły na miksowanie i nagranie żywych instrumentów i wokali. Tak więc nie trwało to tak długo. Nie jestem wielkim fanem siedzenia nad jedną rzeczą w nieskończoność.

Czym różniło się Twoje podejście do produkcji albumu, w porównaniu do tworzenia EP’ek?

Gdy produkuje EP-kę, lubię mieć mocną stronę A, oraz B-side’y, które są zdecydowanie bardziej muzyczne. I lubię też takich EP-ek słuchać. Nie rozumiem dzisiejszego podejścia, które najlepiej określić można w następujący sposób: potrzebuje jakiś wielki hit na Beatport, a na stronę B jakikolwiek remiks. I tak też starałem się podejść do albumu, co oznacza, że nie znajdziecie na nim dwunastu parkietowych potworów.

Czy w trakcie prac nad albumem spotkały Cię jakieś szczególne wyzwania?

Nie było żadnych mówiąc szczerze. Wszystko odbyło się bez problemowo.

Plany na najbliższa przyszłość?

Podróżowanie, granie ile się da i praca nad nową muzyką.

Nie ograniczasz się tylko do DJ-owania i produkowania – pracujesz też w agencji bookingowej. Jaki jest najlepszy aspekt tej pracy?

Lubię widzieć rozwój. Lubię też pracować z artystami, którzy kochają to co robią. Fajnie się pracuje z takimi, bo często od samego początku widać, że uda im się przebić. Nigdy więc nie ma nudy.

A najgorszy aspekt?

Promotorzy. Bez dwóch zdań. Jest tyle amatorów, że do szału mnie na co dzień doprowadzają. Mówiąc krótko, jest cała masa ludzi, którzy chcą zaprosić DJ-ów tylko i wyłącznie po to, żeby w jakiś sposób dogodzić swoim przećpanym ego. Najczęściej nie mają też bladego pojęcia jak prowadzić swój biznes. Boże, mógłbym książkę na ten temat napisać!

Wciąż słuchasz hip hopu? Znasz coś godnego polecenia z ostatnich kilki lat?

Oczywiście! Jestem wielkim fanem Cool Kids i Kendricka Lamara. Bardzo lubię również Drake’a.

Ostatnia płyta, którą sobie kupiłeś?

Kraftwerk? Jakiś stary, rzadko spotykany chicago house? Nie, ostatnio płyta, którą kupiłem była dla mojej dziewczyny. Był to winyl Mayera Hawthorna. Sam przestałem kupować płyty jakieś cztery lata temu.

Ulubiony numer NWA?

Najlepsze pytanie od bardzo długiego czasu! „Automobile” bez dwóch zdań. „Don’t be afraid, it’s only a dick”. Więcej mówić nie muszę.

Ulubiony kawałek pop wszech czasów?

Bardzo trudne pytanie. Rozmawiałem wczoraj przy kolacji z Danielem z Trickski na ten temat. On od razu wiedział swój. Ja, z kolei, nie mam pojęcia co powiedzieć. Ale na tę chwilę powiem „The Bottle” autorstwa Gila Scotta Herona.

Rozmawiał: Adam Słowiński

 


Muno Podcast 36 – Till Von Sein by muno.fm



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →