Jeśli miałbym wybierać między studiem a live, to wybór nie byłby prosty – Piotr Figiel WYWIAD

Wywiad

Z krakowskim artystą rozmawiamy o pracy w radio, produkcji w studiu i występach na żywo.

Piotr Figiel to obecnie jedna z najbardziej aktywnych postaci krakowskiej sceny muzycznej. Redaktor radiowy, dj, performer – działania Piotra to szereg aktywności, gdzie dominuje jeden wspólny pierwiastek – jakościowa muzyka. Prowadzący audycję Essentia Electronica, jeden z najlepszych live-actowców w Polsce, doskonały dj – pasja do muzyki doprowadziła Piotra do występów na najważniejszych polskich festiwalach z elektroniką – od Sacrum Profanum po Instytut Energetyki. Wiele twarzy ma ten utalentowany człowiek – poznajmy je bliżej.

PIOTR FIGIEL (KRAKÓW) – WYWIAD

Jesteś mocno aktywny na polu radiowym w Krakowie – prowadzisz audycję Essentia Electronica w Off Radio Kraków, można było usłyszeć Cię w krakowskiej Radiofonii. Opowiedz nieco o tych audycjach, o muzyce jaką możemy tam usłyszeć, no i skąd w ogóle zajawka na radio.
Pasja do radia wzięła się z mojego drugiego kierunku studiów, jakim była inżynieria akustyczna. Radiofonia ze względu na to, że było to radio akademickie, dawała łatwą możliwość rozwoju jako realizator dźwięku. Tym zajmowałem się tam na początku, oprócz tego prowadziłem szkolenia dla początkujących realizatorów, no i jak to bywa w radiach akademickich, przychodzi taki moment, że zaczynasz interesować się także tym, co dzieje się po drugiej stronie. Na początku prowadziłem audycję Set Dnia – to było granie muzyki elektronicznej i klubowej w środku dnia, coś niespotykanego w innych radiach, gdy o 15:00 można było usłyszeć choćby techno. Przyjmowane było to ze sporym entuzjazmem wśród słuchaczy. Potem prowadziłem autorską audycję “Mixtura” i po późniejszych perypetiach finalnie wylądowałem w Off Radio Kraków, gdzie prowadzę audycję Essentia Electronica. W tym cotygodniowym dwugodzinnym spotkaniu promujemy lokalną scenę: djów, imprezy, kluby, festiwale, więc jeśli chcesz być na bieżąco z tym co się dzieje w klubowym Krakowie, to na pewno warto słuchać.
Znam osobiście kilka przypadków, gdzie będąc radiowcem ludzie zaczęli nabierać ochoty na więcej i sami zainteresowali się produkcją muzyczną lub dj’ingiem. Jak to wyglądało u Ciebie?
U mnie było zupełnie na odwrót – radio przyszło z czasem, natomiast produkcją i dj’ingiem zajmowałem się wcześniej. Można powiedzieć, że produkuję od wczesnego gimnazjum – kiedy próbowałem stawiać pierwsze kroki tworząc dźwięki, to było jakieś 17 lat temu… Zaczynałem w czasach, w których internet nie był tak powszechny jak dzisiaj. Dopiero kiedy miałem do niego większy dostęp, zauważyłem, że ludzi zajawionych na muzykę tak jak ja jest nieco więcej. Muzycznie moją pierwszą fascynacją był trance, który zgłębiałem dzięki ówcześnie działającemu forum FMT.pl – z częścią osób wtedy poznanych nadal utrzymuję kontakt. Pierwsze profesjonalne kroki dj’skie stawiałem około 2005 roku, wydawnicze w 2007, wszystko to pod nieaktywnym już aliasem. To był czas, w którym fascynował mnie house, deep house i progressive. Później nieco romansowałem z minimalem oraz tech-housem, aż zatrzymałem się finalnie na cięższych brzmieniach idących w stronę techno.


Dałeś się poznać głównie jako doskonały live-actowiec. Co spowodowało, że wybrałeś właśnie taki format prezencji muzyki? Czego używasz na scenie?
Granie live-actów chodziło mi po głowie odkąd pamiętam i od zawsze czułem, że jest to jedyna forma, dająca mi możliwość pełnej prezentacji mojej własnej muzyki jako artysta. Sety dj’skie, które też gram, dają nieco inny wymiar ekspresji. Gram w nich muzykę, która mnie inspiruje i jest dla mnie ciekawa. Live-act i jego wykonanie, to muzycznie jestem w 100% ja. Pierwsze występy live, już jako Piotr Figiel, pojawiły się w ramach imprez organizowanych przez Biuro Dźwięku Katowice. Występy początkowo oparte o Ableton Live, powoli przeszły w stronę hardware, między innymi za sprawą obserwacji i inspiracji czerpanych od kolegów z BDK. Aktualnie setup składa się z Elektron Octatrack, dwóch syntezatorów, które sam poskładałem, małego samplera i 3 efektów gitarowych. No i oczywiście mikser klubowy, w którym ku przerażeniu kolegów djów, zajmuję wszystkie kanały.
Czym pod względem muzycznym różni się grany przez Ciebie live-act a dj set?
Live-act to w 100% moja własna muzyka. Początkowo bardziej zróżnicowany gatunkowo, zawierający więcej spokojniejszych i melodyjnych momentów, obecnie przeszedł w cięższy i surowszy kierunek. Natomiast w setach dj’skich, staram się odwiedzać różne rejony muzyczne, nie ograniczając się do jednego gatunku. Wszystko zależy od miejsca, klimatu i czasu grania. Lubię zacząć delikatnie, a następnie stopniować napięcie i ciężar muzyki. Gdy jest mocno, lubię na chwilę odpuścić, dać ludziom wytchnienie, przemycić emocję, żeby potem powrócić z jeszcze większą mocą.
Opowiedz nieco o krakowskiej scenie muzycznej. Jak się w niej odnajdujesz, co Ci się w niej podoba najbardziej, a co najmniej?
Najbardziej podoba mi się tutejsza różnorodność. W Krakowie dzieje się bardzo dużo, na scenie klubowej jest ogromny wybór – od undergroundowego techno po bardziej komercyjne rzeczy, nie wspominając o „klubo-dyskotekach”, których jest w mieście pełno. Ostatnim zaskoczeniem jest scena drum’n’bassowa, która jest w Krakowie coraz mocniejsza – być może rośnie nam nowa stolica tego gatunku w Polsce. Jakby się głębiej zastanowić, to ten ogromny wybór może być też z drugiej strony minusem. Zbyt duża ilość imprez i zbyt mała publika powoduje, że promotorzy i kluby nie są w stanie zapełnić swoich miejscówek. Wydaje mi się, że często właśnie z tego powodu imprezy, które wydają się być skazane na sukces, nie wychodzą. Obserwując scenę już kilka lat, próbuję znaleźć jakąś prawidłowość w tym wszystkim, ale niestety jeszcze mi się to nie udało.

Sacrum Profanum, Steet Art. Festival, Tauron Nowa Muzyka – to gatunkowo jedne z najbardziej zaawansowanych festiwali w Polsce, na których miałeś okazję zagrać. Który gig był dla Ciebie największym wyzwaniem?
Muszę przyznać, że największym wyzwaniem było granie podczas wrześniowego Instytutu. Pomimo, że wspomniane festiwale są ogromne, grałem tam na mniejszych scenach niż ta na Instytucie. Wiadomo, że do każdego występu trzeba się odpowiednio przygotować, ale tutaj legenda Instytutu chyba zrobiła swoje. Tak czy siak, wszystko zagrało tak jak chciałem – mam wrażenie, że wyszło całkiem dobrze i mam nadzieję, że zostało to też tak odebrane.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Poza doskonałą pracą na scenie równie dobrze radzisz sobie w studiu. Wydawałeś muzykę w kilku renomowanych labelach, utwór „Mr.Robot” to jedna z najważniejszych polskich produkcji z 2016 roku. Czym jest dla Ciebie praca w studiu, jak dużo spędzasz tam czasu i czy swoje zaangażowanie koncentrujesz właśnie na działaniach produkcyjnych, czy skupiasz się w większej mierze na występach live?
Z tym „Mr. Robot” to w ogóle jest śmieszna sprawa – to utwór, który powstał na składankę wydaną przez Nashton Records. Nagrałem go w bardzo ekspresowym tempie, surowo i prosto. I nagle okazało się, że dostał świetny feedback, chociażby od Waszego portalu. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. W tym momencie moje życie skupia się głównie wokół studio, ponieważ oprócz własnej twórczości, świadczę także usługi z zakresu miksu, masteringu i produkcji nagrań. Jeśli miałbym wybierać między studiem, a graniem live, to wybór nie jest tak prosty. W studio jest bezpiecznie, miło i przyjemnie, ale to jednak live daje największą satysfakcję z grania twojej własnej muzyki przed większą publicznością.

W jaki sposób przygotowujesz się do live-actów? Masz założony wcześniej koncept czy działasz spontanicznie?
Coś pomiędzy. Mam przygotowaną bazę, utwory są odpowiednio rozplanowane po wszystkich “zabawkach”, które mam ze sobą. Założenie jest takie, że jadąc grać nigdy nie wiem, co się z tą bazą stanie. Improwizuję, mieszam kolejność utworów, czy ich strukturą, tworząc wariacje tego co mam przygotowane. A jeżeli jest gorszy dzień, zawsze mam bezpieczną bazę, do której mogę wrócić. Pamiętam jedną imprezę, na której mnie poniosło i live trwał łącznie jakieś 2,5h – przestałem tylko dlatego, że nie mogłem już ustać na nogach.

Tworzysz duet z Dominikiem Gawrońskim jako Krakowitz. Można wyczytać, że to muzyka „przyprawiona nostalgią lat dziecięcych”. Intrygujące – co to dokładnie oznacza?
Poprzez melodie, klimat, sample, z których korzystamy, staramy się wrócić do tego co nas cieszyło jak byliśmy mali. Wszystko zaczęło się od sampla zgranego z kasety magnetofonowej, na której nagrała się moja siostra z koleżankami. Znalezienie tego nagrania dało nam pomysł na całość projektu. Melancholijna, melodyjna elektronika, która przenosi Cię w czasy, kiedy słońce było przyjemnie żółte, bawiliśmy się całymi dniami na podwórku, a potwór pod łóżkiem był straszny – na tym się skupiamy.

Zdradź nam jeszcze najbliższe plany imprezowo-wydawnicze.
W grudniu wychodzi epka nakładem Nashton Records, będą dwa oryginalne numery, w tym jeden z producentem 2PM oraz trzy remixy od Umby, Violenta i Unpleasant Texture. Po nowym roku wydajemy materiał Krakowitz i pojawimy się z naszym live-actem na urodzinach Off Radio Kraków. Do tego pojawi się bardzo limitowana ilość kaset z tym materiałem. W najbliższym czasie solo zagram we Wrocławiu na imprezie Techfire oraz na sylwestrze w Krakowie w tajemniczej miejscówce, o której – obiecuję Ci – będzie za niedługo całkiem głośno.
Rozmawiał: Paweł Chałupa
Fot. główne: RaveView


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →