Słowo na piąteczek 9 FELIETON

Felieton

Dziś, tydzień przed wydarzeniem, na które polski klubowy światek czeka z zapartym tchem, publikujemy tekst poświęcony Audioriver. Po raz pierwszy felieton Muno.pl został okraszony specjalną ilustracją Agnieszki Diesing!

Nieregularny Felieton Weekendowy

Ilustruje Agnieszka Diesing

Kilka powodów, by znowu wybrać się nad rzekę

Z góry zaznaczam, że dzisiejszy felieton nie powstał na zamówienie organizatorów Audioriver. Co prawda, z dwoma typami jestem na „cześć” i jeden z nich może nawet pamięta, jak mam na imię, ale drugi ze względu na okoliczności, w których poznaliśmy się, ma pełne prawo nie pamiętać absolutnie niczego. Karnet (3-dniowy rzecz jasna) też jak co roku kupiłem sobie sam, bo wiedziałem, że Wielce Szanowny Red Nacz nie zdefrauduje specjalnie dla mnie konkursowej puli biletów pozostającej w gestii Muno – uczciwy z niego człowiek i bardzo o Was dba, Drogie Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy. Wszelkie oskarżenia o sprzedajność pod moim adresem są więc całkowicie bezpodstawne.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Jak widać, nieregularny felietonista weekendowy musi radzić sobie sam w każdej sytuacji. Dużo łatwiej mają za to wystylizowane do bólu fashionistki, które w ubiegłym roku gromadnie nawiedziły płocką plażę i za bilety płacić raczej nie musiały.  Jednak widząc jakie buty miały na nogach wiem, że kategoria mody „obuwie festiwalowe” / podkategoria „piasek”, kryje przed nimi jeszcze wiele tajemnic.

Pamiętam jeszcze darmowe edycje Audiorzeki i oczywiście tradycyjnie po polsku, a więc z największą przyjemnością mógłbym ponarzekać, że to, co kiedyś było za darmo, a później za cztery dychy, teraz jest prawie za dwie stówy; że po co komu rampa ze sztucznym śniegiem i wrzeszczący w niebogłosy facet przy budzie T-mobile; że w Circus mogłoby być jednak trochę głośniej (niech mi wybaczą fani Hybrida, że odnoszę się tylko do Circusa – Hybrid to nie moje rejony, ale full respect i peace&love); że tak ohydnego piwa jak rok temu, to nigdy nie było; i że generalnie – jak niektórzy dziennikarze pisali na początku tego roku – festiwal idzie w złym kierunku.

Mógłbym ponarzekać, ale dziś nie ma nic za darmo i 190 zeta za możliwość obejrzenia i usłyszenia 77 artystów, to mimo wszystko nie 550 za podobną ilość na Open’erze. OK, to trochę inna kategoria festiwalowa, spójrzmy więc na śląskiego konkurenta – cena ta sama, a artystów 60. Czyli taniej chyba jednak się nie da.

Nie rozgryzłem do końca problemu festiwalowego piwa, ale wydaje mi się, że sprzedawanie ubiegłorocznego paskudztwa było wymuszone rezygnacją z ochroniarzy w „gastrostrefie”, z którymi festiwalowicze podczas wcześniejszych edycji z radością bawili się w chowanego przemycając puszki „normalnego” piwa do namiotów. Nie mam pretensji do organizatorów, bo dzięki temu można było napić się już na wysokości Wide Stage, ale mimo wszystko wolałbym powrót do poprzedniego sposobu rozwiązania tej jakże drażliwej kwestii. Pretensji nie mam tym bardziej, ponieważ problem z alkoholem na imprezach masowych wynika przede wszystkim ze stosunku naszego kochanego państwa do swoich obywateli, które a priori przyjmuje, że uczestnik festiwalu wybulił kupę hajsu za bilet tylko po to, żeby móc urżnąć się w trupa na terenie imprezy i odpowiednimi przepisami stara się temu zapobiec. A że nasze browary nie potrafią uwarzyć dobrego niskoalkoholowego radlera, to już całkiem inna sprawa.

Rok temu narzekałem nie tyle na jakość nagłośnienia (w Circus zawsze bez zarzutów!), co na jego głośność („Co mówisz?! Że jest za cicho?! Sorry!!! Nic nie słyszę!!!”), ale naszła mnie refleksja, że może nie jest to wina akustyka, który nie chciał ruszyć „heblem” w górę, tylko moje własne uszy mają kolejny rok życia za sobą i przesłuchane kolejne kilkaset godzin techno na koncie. A co do atrakcji rodem z wesołego miasteczka – jeśli ktoś płaci za wstęp na imprezę muzyczną, lecz woli ją spędzić zjeżdżając w lipcu na desce na śniegu z lodówki, to kto bogatemu zabroni?

Mógłbym ponarzekać, ale tego nie zrobię, bo jak co roku przyjadę do Płocka, który właśnie dzięki Audioriver zmienia się na ten jeden weekend w fajne, pełne życia miasto. Co więcej, autochtoni chyba naprawdę kochają festiwalowiczów – luty, telefon do znajomego: „Dzień dobry panie Wojtku! To co? Przyjeżdża pan w tym roku jak zwykle? No bo po co będę ogłaszał się, że mam wolny pokój? No to świetnie! Widzimy się w lipcu!”. Pomijając tę w końcu nie bezinteresowną miłość lokalusów do fanów ambitnej tanecznej elektroniki, płocka plaża i skarpa mają w sobie tyle uroku, że jest to jedyna impreza w roku, na którą z radością czeka moja druga połówka, a jak niektórzy już wiedzą, za techno to ona nie przepada. To prawda, że Audioriver przesiedzi na skarpie oglądając występy na „lajtowej” głównej scenie, co nie zmienia faktu, że spędzi tam bite dwie noce bez żadnego marudzenia. I jak tu nie kochać tego festiwalu?

Owszem, na Dimensions stawiają Funktion One, z kolei Melt! ma niepowtarzalną atmosferę i Sleepless Floor, jest też przecież Sonar, ale – pomijając już ceny biletów i koszty podróży – na którym innym festiwalu spotkam moich wszystkich imprezowych znajomych z całej Polski? Widzimy się więc za tydzień – będę tam gdzie zwykle, czyli w Circus po prawej, mniej więcej pośrodku.

Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →