Radiohead – The King Of Limbs

Recenzje

Info

Data wydania:
2011/02/20
Ocena:
Wytwórnia:
XL
Artysta:

Ni to wyróżnienie, ni to poniżenie, ale powiedzieć coś o tym trzeba, bo to tak, jak z przeciętnym użytkownikiem Internetu: nie ma Cię na którymś z wiodących serwisów społecznościowych, to nie istniejesz, a jeżeli nie wypowiesz się na temat tej rzeczy, to nie istniejesz tym bardziej. W ten sposób świat WEB 2.0 (inni powiedzą Music 2.0) potrafi zdegradować nasz status ontyczny.

Zarzutem oczywiście to nie jest, bo oksfordzki zespół jest ciągle tym, do którego odnosić musiało się nasze starsze rodzeństwo, my, a także powoli nasze dzieci. Tym samym moja skromna osoba też się odnosi. Coraz częściej bardziej z przymrużeniem oka, każdą wieść na ich temat kwituję nuceniem piosenki Romualda Lipki i Krzysztofa Cugowskiego: „…to ja, to dla Ciebie gra, Twoje radio…”. Bardziej z przekory niż braku szacunku. Jednak pępowina musiała zostać przerwana, od ponad tygodnia już definitywnie.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Bawią mnie ciągle słowa, a o dziwo pojawiają się w każdym szanującym się serwisie czy periodyku, że bliżej temu albumowi do „Kid A / Amnesiac” niż do innych dzieł grupy. Że niby też to takie eksperymentalne dzieło. Zatem badamy tę nad wyraz czułą tkankę i wyniki są zgoła odmienne. Jeśli eksperymentem ma być połamany rytm (a ten zawarty jest w niemalże każdej z piosenek), to przyznam, że już na wysokości „Pablo Honey” zdarzały się takie wycieczki. Nienarzucająca się długość albumu? Znowu „Pablo Honey”. Przełamanie typowej struktury piosenek? Momentalne skojarzenie z „The Bends” (później piosenka jako taka jest świętem w ich repertuarze). Dużo elektroniki? Nie, doprawdy bardzo mało, „Hail To The Thief” miało tego więcej. Dość chaotyczny układ, niespójność? Znowu narzuca się „Hail To The Thief”. Jaki wyróżnik może mieć ten album? Ogłuszająca cisza opanowała całą salę. Zatem po kolei opowiem.

Możliwe, że po prostu najsłabsze ich kompozycje, tak, nawet słabsze od tych sprzed prawie 20 lat. Nieraz ich B-side’y stanowiły równie emocjonującą gratkę co długograje, nawet te mniej emocjonujące znane jako bonusy do „In Rainbows”.

Większościom piosenek z „The King of Limbs” taki statut nie odpowiada. Miałkie, nudne, zanurzone w typowych i znanych zagrywkach niewiele nam mówią o rozwoju tej kapeli, znaczy się, że kwintet już się nie rozwija. Absolutnie nieśpiewne, niemelodyjne (tak, nawet najbardziej powykręcane songi z lat zamierzchłych nuciłem sobie robiąc kanapki do szkoły). Porażająco niemelodyjne.

Wyróżniłbym tylko „Little By Little” (nie, to nie cover Oasis), o dziwo „Lotus Flower” (do którego da się przekonać) i wieńczący tę klęskę artystyczną „Separator” (tajemniczo tytułem i tekstem sugerujący, że to raptem preludium do następnej części). W nich jeszcze można dojrzeć tę iskrę geniuszu, gdzie pojękiwania gospodyni domowej Thoma Yorke’a uzyskują pewną lotność, sens, a przede wszystkim melodię godną zapamiętania. Jedyne piosenki, które nie są ascetycznie zaklętym skansenem harcerskich przyśpiewek o Jonnym schowanym za pokiereszowaną sekcją (bądź co bądź Phil Selway ciągle jest geniuszem) i falami Martenota. Zwłaszcza to drugie bardzo mnie uderzyło. Jonny Greenwood chyba nareszcie uznał, że to oklepany patent.

Nie doszukując się w wyskrzeczanych przez Yorke’a abstraktach wieloznaczności, można bezpiecznie stwierdzić, że obecne stadium Radiohead jest albo wielką pomyłką, albo pomysłowym skokiem na kasę (po pierwsze świata wydawniczego już nie zmienią, a po drugie naprawdę w fizycznej wersji będzie to niesamowita gratka), albo po prostu uwiądem starczym i rzemieślniczą robotą, która jednak okazała się fuszerką.

Jedno na pewno im się udało – znowu nie pozostawili nikogo obojętnym.

text: Piotr Hamedinger



Tracklista

01. Bloom (5:15)
02. Morning Mr Magpie (4:41)
03. Little By Little (4:27)
04. Feral (3:13)
05. Lotus Flower (5:01)
06. Codex (4:47)
07. Give Up The Ghost (4:50)
08. Separator (5:20)

Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →